niedziela, 5 października 2008

Dwie dobre imprezy i 1200 km za mną.

Fifa party - koncert i impreza z Mezikiem jak za dawnych lat :) ale było generalnie spoko mimo napinek piłkarskich które mnie nie interesują. Generalnie - VeniVidVici przyszli zagrali poimprezowali pogadali. W tle kamery,aparaty vipy i inne takie.
Plus Wieczoru - Wieczór wygrał Flint z Tylnymi Kieszeniami i skrzynką coli :)
Minus Wieczoru - najebani freestyle'owcy są najgorsi jak zaczynają rozmawiać na podwójne i potrójne i sami sie w sumie nie rozumieją - panowie - nuda - trenujcie w cypher'ach a nie na melanżach - Yo !
Co do free - Flint i Muflon zaliczyli niekontrolowany freestyle z Vitkiem, Pe i Mezem , aż Sandra interweniowała zaniepokojona długością wejścia ale cóż jak masz na scenie dwóch zajebistych wolnostylowców bitboxera i dwóch trzymajacych poziom weteranów to sie freestyle'u nie konczy w 2 minuty hehehe.
Potem delikatne zniszczenie "łychą" i gadanie, melanż, foty, gadanie, melanż (foty później)
w drodze powrotnej szybka wizyta w mariottcie u Vita od którego dostałem komplet Piatnika (propsy ziom wisze Ci bit za to normalnie) i kima całe...3 godziny Bo Agnieszka musiała wstawac na 8 zeby otworzyć biuro a ja na 10:00
...
nastepnego dnia Szczecin. spałem pierwsze 300 km - wstałem pod poznaniem i.. zostało drugie tyle. powalczylismy z dvd w busie i jakoś dotarlismy. hotel - próba. klubik nieduży ale miły.
spróbowaliśmy sie - potem wjechały dwie Djki (olaH & Agata aka KERMIT SOUND)
a my rozpoczelismy wieczór od obiadokolacji i "bratania sie" Krzakiem,PabloPavem iReggaenatorem czyli Zjednoczeniem. no a potem ludzie zaczeli przybywac w takimtempie ze przejscie gdziekolwiek było niemozliwe.
a koncert - cóż PURE FIRE.
SZCZECIN DAJE RADE i tyle. dwa bisy i sieka. całokształt koncertu to jeden wielki energetyczny wulkan :)

co było potem uuuu....Daniel dokonał samozniszczenia odstawiajac potem tańce na scenie i robiac stagediving, zakochał sie z 5 razy, zgubił (i znalazł bądź my znaleźlismy) okulary, klucze, drumle, kurtke itd... Gosia bawiła sie dobrze Bart znikał , Praczas sączył browara, Pe skakał po parkiecie i chyba też sie zakochiwał, a ja siedziałem saczyłem drina i z bananem na twarzy obserwowałem tłum i party (jak to ja). Jak przyszło do powrotu to wyciąganie Daniela trwało chwile a potem chciał prowadzic i "Hamulcować na czerwonym"
finalnie zaległ przy "Białym Bracie" i tyle go widziano.
A My W kime - znów nie na długo. Powrót był już wielką zamuła ale przynajmniej widać postęp na polskich drogach. Robią te trasy,obwodnice wiec może nasze wnuki bbeda mialy po czym jeżdzić :)

w sumie - zajebiste dwie imprezy zajebisty weekend także poza zmeczeniem czuje ultra satysfakcje.

a no i może odpale Fife jak mi pójdzie i zobacze co i jak z tym sterowaniem myszka :)

Brak komentarzy: